Skrzynka przykryta jest dwuspadowym daszkiem. W szczycie umieszczono figurkę aniołka. Całość zwieńczona jest mosiężnym krzyżem i otoczona kwiatami. Fundatorem był pan J. Sordyl - mieszkaniec Kaczyny. Jego córka wspominała: „Tato ukończyli seminarium duchowne w Miejscu Piastowym. Przybył do Kaczyny. Tutaj osiadł, ożenił się i został pierwszym nauczycielem w wiosce. Był również pisarzem w Ponikwi, Kaczynie i Rzykach. Pewnego razu wracając z pracy z Rzyk wracał najkrótszą drogą. Przechodził przez przełęcz Sosina w grzbiecie opadającym z Gancarza. Droga z przełęczy powoli opadała w dół. Prowadziła przez las, następnie wyszła na polany od czasu do czasu porośnięte licznymi, w owym czasie, zaroślami jałowca. Powoli zmierzchało. Wokół panowała przedwieczorna cisza. Powietrze drgało od ciepłego powietrza unoszącego się znad nagrzanych słońcem łąk. W pewnym momencie krzaki jałowca zafalowały. Świat wokół zawirował. W tym momencie tato prawie stracili wzrok i orientację w terenie. Nie wiedział gdzie jest, w którą stronę ma pójść. Zdawało mu się, że złe chwyciło go w szpony i chciało udusić. Aby nie upaść wziął najbliższy krzak jałowca między
nogi. Zakrzyknął: „Panie Boże ratuj!” Wokół zapanowała cisza. Pojawiła się dobrze znana droga. W dolinie zabłysło płomieniem ognisko. Tato postanowili postawić kapliczkę jako wotum dziękczynne za ocalenie z diabelskich szponów. Lasek w miejscu zdarzenia należał do innego mieszkańca wsi, który wyraził zgodę na umieszczenie kapliczki. Zarośla wycięto i postawiono kapliczkę na słupku. Równocześnie zasadzono obok lipę. Gdy drewniany słupek zbutwiał, przeniesiono kapliczkę na pień lipy. Dawny obraz uległ zniszczeniu, więc młodzi dali nowy. I tak jest do dzisiaj.” Podczas okupacji przy kapliczce odbywały się majówki.